Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć.
– Maria Skłodowska-Curie
To pierwszy post w tej dekadzie, zdecydowałam więc, że będzie inny, nietypowy, szczególny. Nigdy wcześniej nie pojawiło się na blogu nic podobnego. Chciałabym podsumować jak zmieniło się moje podejście do blogowania i gotowania na przestrzeni lat, szczególnie w 2019. Jeśli jesteście ze mną na instagramie, wiecie pewnie, że od zeszłego roku ,,choruję” na rozgryzanie naukowego podejścia do kulinariów. Co to w ogóle znaczy? I po co to robić? Post będzie właśnie o tym jak wyglądała moja przygoda z próbą zrozumienia gotowania, bo właśnie tak podsumowałabym tę rosnącą w siłę fascynację. To post dla wszystkich, którzy pytali co czytam, skąd biorę wszystkie informacje, jak się uczę… A dla mnie podsumowanie i uporządkowanie myśli, a’la ,,kartka z pamiętnika” do której zawsze będę mogła wrócić.
Po co komu blog kulinarny?
Bloga założyłam prawie 5 lat temu (jak ten czas leci!) absolutnie nie mając świadomości, że będzie kiedyś odwiedzany przez tysiące czytelników miesięcznie. To miała być moja wirtualna książka kucharska. Uwielbiam funkcjonalność i przejrzystość, jaką daje elektroniczna organizacja danych, wolę kalendarz google niż papierowy planer, listę zadań w aplikacji zamiast na kartce, notatki w wordzie, nie w zeszycie. Utworzenie bloga było dla mnie najlepszym rozwiązaniem – na własnej stronie mogłam dobrać wszystko pod siebie, mieć dostęp do swoich przepisów z każdego urządzenia, podsyłać ludziom linki zamiast dyktowania ulubionych pomysłów przez telefon.
Gotowałam od zawsze, miałam dużą bazę własnych i rodzinnych przepisów, a do tego chętnie i z przyjemnością robiłam zdjęcia. I tak się zaczęło, gotowałam dla siebie, pisałam dla siebie, nie wiedząc jeszcze jak duży wpływ na moje życie będzie miała ta mała, nic nieznacząca stronka, która początkowo miała mi tylko pomóc w organizacji.
Pierwsi czytelnicy
Z początku przepisy były bardzo chaotyczne, nieplanowane, tak jak w prawdziwym życiu dodaje się kolejne kartki i zapiski do domowego przepiśnika. Po czasie na blogu zaczęli się pojawiać czytelnicy, którzy z każdym komentarzem uświadamiali mi, że w czymś jednak mogę im pomóc i zrobić coś ważnego. Pamiętam do dziś jeden z pierwszych komentarzy, dziewczyna napisała mi, że nigdy nikt nie nauczył jej gotować, że czuła się z tym fatalnie, a po zrobieniu dania z mojego przepisu pierwszy raz była z siebie dumna i uwierzyła, że chyba może się jednak tego nauczyć. Pamiętam, że wzruszyłam się niesamowicie (tak, jestem emocjonalną bułą, nic nie poradzę) i ten właśnie komentarz wyznaczył kurs mojej dalszej ,,pracy” nad sobą i blogiem. Zaznaczę tylko przy okazji, że jako czytelnicy macie przeogromny wpływ na twórców; nie myślcie nigdy, że jedna wiadomość czy komentarz nic nie znaczy.
Gdyby ktoś zabrał mi gotowanie
Nigdy przenigdy nie zastanawiałam się co by było, gdybym nie nauczyła się gotować. To dla mnie tak oczywista i ważna część życia, że nie wyobrażam sobie, aby mogło jej zabraknąć. W mojej rodzinie praktycznie wszyscy gotują i każdy robi to fantastycznie. Gotowanie zawsze było w moim życiu, nie brakowało mi nigdy wzorców, czasu ani środków. Nikt nigdy nie wmówił mi, że nie potrafię, że to trudne, niemożliwe, nie do zrobienia, że to wymaga nieludzkich zdolności, których ja nie mam i mieć nie będę.
Gotowanie jest dla mnie niesamowicie ważne. Nie tylko dlatego, że dziś poświęcam na bloga większość mojego czasu… Ale od kiedy pamiętam było dla mnie relaksem, przestrzenią do eksperymentów, kreatywności, sposobem okazywania miłości, źródłem ogromnej satysfakcji, sposobem poznawania innych kultur. Ciężko mi było sobie wyobrazić życie bez tego wszystkiego. A od Was dowiedziałam się, że poza tą moją ,,bańką” jest masa osób, które nigdy nie miały takich możliwości. Nie miały nikogo, kto by spokojnie wyjaśnił, pokazał, zachęcił. I postanowiłam, że zrobię co w mojej mocy, żeby być taką osobą dla moich czytelników.
Burak, który zmienił wszystko
Nie bardzo wiedziałam jak się za to wszystko zabrać, trochę jakbym chodziła w ciemnościach i co chwile wpadała na jakieś przeszkody. Zrobiłam coś, co było dla mnie najbardziej logiczne, czyli do bólu uprościłam swoje przepisy, zmniejszając listę składników. Liczyłam na to, że jeśli pokażę, że z kilku składników można zrobić i zdrowy deser, i imprezowe ciasto i obiad dla całej rodziny, pokażę ludziom, że to naprawdę może być proste. Być może ktoś, kto czuł się przytłoczony samą ideą gotowania da się namówić na danie z 2,3 czy 5 składników. Małymi krokami udowodni sobie, że to wcale nie czarna magia. – zgodnie z zasadą śnieżnej kuli – małe sukcesy przerodzą się w większe, jedna próba w kolejne, aż gotowanie stanie się przyjemną codziennością.
W listopadzie 2018 szykowałam przepisy świąteczne na grudzień, czyli najgorętszy okres w roku dla blogerów kulinarnych. To właśnie w grudniu nasze blogi odwiedzają największe tłumy, w tym wiele osób, które na co dzień nie pałają miłością do gotowania, ale na Boże Narodzenie chcą przygotować coś specjalnego. Postanowiłam wtedy, że stanę na głowie, aby dokopać się do najlepszych przepisów, jakie jestem w stanie zrobić. Nocami wypełniałam tabelki w Excelu, żeby porównać 50 najpopularniejszych przepisów na pierniki, wyciągnąć wnioski i stworzyć ten jeden, niezawodny. Dzięki tej samej metodzie prób i błędów, doszłam do idealnego ciasta na pierogi, i Waszej ulubionej gwiazdy makowej. Uważam, że grudzień 2018 był jednym z najbardziej owocnych miesięcy podczas mojej pięcioletniej przygody z blogowaniem. Ale najbardziej wartościowym przepisem okazał się… zakwas buraczany. Tak właśnie, buraki zalane wodą i odstawione do kiszenia, właściwie przepis bez przepisu. Dlaczego? Bo podczas szukania informacji, dosłownie odchodziłam od zmysłów, każdy mówił co innego, nie byłam w stanie podliczyć ilości sugestii, które znalazłam w książkach kucharskich, artykułach, blogach. Połowa porad całkowicie się wykluczała, a jedyne co było stałe to ludzie narzekający na pojawiającą się pleśń.
Skąd ta pleśń?
Chciałam zachęcić moich czytelników do zrobienia domowego zakwasu. Wiadomo, można kupić koncentrat barszczu i ułatwić sobie sprawę. Mimo wszystko uważam, że satysfakcja z gotowania ,,od zera” jest tak nieziemska, że chciałam umożliwić wszystkim ten wspaniały proces. Wiedziałam, że nie mogę opublikować przepisu, jeśli nie dowiem się dlaczego zakwas może spleśnieć. Wyobrażałam sobie osobę, która stosując się do moich rad wyhoduje zakwas z obfitym wąsem… I nie dość, że w przedświątecznym stresie nie zrobi domowego barszczu, to może na zawsze zrazić się do tego typu przepisów. Zrażenie kogokolwiek do domowego gotowania (zwłaszcza na święta!) kłóciło się ze wszystkim, co próbowałam osiągnąć pisząc bloga. W kilka dni z ,,a może bym o tym napisała” temat zakwasu awansował do rangi ,,muszę bo się uduszę”.
Byłam tak sfrustrowana poszukiwaniami, że postanowiłam zacząć od początku. Dałam sobie spokój ze wszystkimi radami, jakie dotychczas znalazłam i udałam się prosto do źródła. Zaczęłam czytać o tym czym jest fermentacja i jak przebiega ten proces. I właśnie to poszukiwanie pod szyldem DLACZEGO zmieniło moje dotychczasowe myślenie. Dotarło do mnie, że gotowanie można logicznie wyjaśnić. Poza tym, że można się go nauczyć, wyćwiczyć techniki krojenia cebuli i doprawiania mięs, można też zrozumieć te wszystkie procesy. Zrozumieć gotowanie, czyli zdobyć informacje, które zostaną z nami już na zawsze. To jak dać komuś przysłowiową wędkę zamiast ryby.
Poszukiwania
Po zakwasie buraczanym zaczęłam szperać. Jeśli oglądaliście Piękny Umysł to zdecydowanie wpadłam w szał godny głównego bohatera.? Przekopywałam książki, artykuły, szukałam filmów, kursów, wszystkiego, czym mogłabym się zainspirować. Większością nowości dzieliłam się z Wami na instagramie w formie quizów i poruszania przeróżnych tematów na instastories. Niestety, nigdy w pełni nie przeniosłam tej wiedzy na bloga. Nie czułam się pewnie w tym temacie i wątpiłam bardzo w swoje możliwości. Zwłaszcza jako osoba, która nie ma wykształcenia gastronomicznego, a tym bardziej związanego z technologią żywności czy food science. Teraz wiem, że w postawie wiecznego ucznia nie ma nic złego. W końcu mogę tę wiedzę zdobywać, korygować i ciągle się nią z Wami dzielić. Z drugiej strony, umysł laika może być pomocny w łopatologicznym rozumieniu i tłumaczeniu zawiłych kwestii.
Cele i plany
Cieszę się na tę dekadę, mam nadzieję, że będzie mi dane blogować przez kolejne 10 (albo i więcej!) lat. Dziękuję za Wasze wsparcie przez te wszystkie lata. Za testowanie przepisów i wspaniałe wiadomości, ale także za konstruktywną krytykę i poprawianie, kiedy popełniam błędy. Myślę, że ,,zrozumienie gotowania” idealnie podsumowuje kierunek, w jakim zmierzamy. Oczywiście przepisów z kilku składników nigdy tu nie zabraknie, ale mam zamiar rozszerzyć trochę tematykę postów. Mam nadzieję, że z roku na rok blog będzie Wam dawał coraz więcej wartości. Że pomoże spojrzeć na gotowanie z zupełnie innej perspektywy.
W kolejnym poście przygotuję konkretne podsumowanie mojej domowej nauki. Pokażę Wam książki, kursy, filmy i całą resztę materiałów, z których korzystałam w ubiegłym roku. Pojawią się także plany książkowe na 2020. Chciałam to wszystko zamknąć w jednym tekście, nie przewidziałam jednak, że tak się rozpiszę ?♀️ Dzięki za wytrwanie do końca!
11 komentarzy
Hej, a ja właśnie przez ten cały „zakwas z buraków” trafiłam do Ciebie i zostałam :) Wyjaśniłaś w bardzo zrozumiały sposób, skąd się może brać pleśń, kiedy to zakwas hodujemy sobie w mieszkanku w bloku, a nie w piwnicy :) Miałam kilka podejść do zakwasu, pamiętam, że pierwszy mi wyszedł, a potem kolejne już nie, miały pleśń. Poddałam się, ale z racji tego, że mam kłopoty z anemią, to co jakiś czas znowu się mobilizowałam i zmarnowałam mnóstwo pysznych buraków z działki :( Dzięki Twojemu postowi i eksperymentowi o zakwasie, rozjaśniło mi się w głowie i robię zakwasy bardzo często. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie! :)
Wspaniale dostawać takie wiadomości, naprawdę to nadaje sens temu co robię. Jestem przeogromnie wdzięczna!
Też się wzruszam, gdy czytam tak miłe komentarze, jak ten jeden z pierwszych, o których wspominasz :)
Świetny wpis, brakuje takich tekstów na blogach kulinarnych
Uwielbiam Twoje stories o kulisach gotowania i o tym jak to wszystko działa :) Sama bardzo lubię gotować i jednocześnie lubię wiedzieć co jak i dlaczego się dzieje, więc dla mnie to content idealny. Czekam bardzo na kolejny wpis – może znajdę inspiracje i sama zgłębię trochę temat. Póki co marzą mi się też jakieś fajne kulinarne warsztaty – ale najbardziej interesowałyby mnie takie warsztaty własnie zrozumienia gotowania od podstaw, a wszędzie oferują tylko tematyczne, konkretne dania… Może kiedyś znajdę :)
Bardzo lubię Twojego bloga i cenię sobie również, że piszesz dlaczego w danym przepisie coś robimy np. dlaczego do jakiegoś ciasta dodajemy ocet, dlaczego należy przesiać mąkę czy cukier puder itp. itp. To pozwala właśnie zrozumieć to całe gotowanie;) Niestety, mnie nikt w domu nie nauczył gotować, zawsze byłam wyrzucana z kuchni, żeby nie narobić bałaganu i przypadkiem nie zmarnować jakichś składników jeśli mi nie wyjdzie…:/ Dzięki takim blogom jak Twój mam motywację i satysfakcję z robionych samodzielnie dań :)
Niesamowicie się cieszę i bardzo dziękuję za ten komentarz! To dla mnie ogromna motywacja do pracy :)
Jestem wielką fanką tego bloga. Bez twoich przepisów moje gotowanie nie wyglądali by tak samo! Testuję po kolei wszystkie przepisy i czekam na kolejne!
Niesamowicie mi miło, dziękuję! Mam nadzieję, że kolejne przepisy też przypadną Ci do gustu :) Pozdrawiam!
Czekam na kolejny wpis. Fajnie dowiedzieć się jak to wygląda od Twojej strony i że z uporem maniaka szukasz odpowiedzi na nurtujące pytania to pokazuję jak bardzo angażujesz się w poszerzanie swojej wiedzę, ale też dzięki temu my (czytelnicy) jesteśmy bardziej świadomi. Czekam na informację z jakich książek, kont itd. korzystasz w poszerzaniu swojej wiedzy. Świetny wpis – taki od serca ;-)
Bardzo dziękuję! Odkąd zaczęłam zbierać materiały to końca nie widać, mam nadzieję, że to nie będzie najdłuższy post w historii ludzkości :D